Studnia wieczności - Libba Bray
Tytuł oryginału: The Sweet Far Thing
Trylogia: Magiczny Krąg
Część: 3
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron: 758
Tak jak wspominałam już w recenzji „Zbuntowanych aniołów”,
wobec finalnego, kończącego gotycką trylogię, tomu miałam spore
oczekiwania. Czy Libbie Bray udało się je spełnić?
Gemma, wraz z przyjaciółkami nie odwiedzały Międzyświata od
czasu wydarzeń, które miały miejsce podczas Bożego Narodzenia. Odkąd Kirke
została uwięziona, cała magia świątyni skupiła się w Gemmie. Na barki
dziewczyny spada więc ogromny ciężar podjęcia decyzji, dotyczącej rozporządzania
mocą. Tymczasem w Akademii dla młodych dam Spence rozpoczyna się odbudowa wschodniego
skrzydła. Wielkimi krokami zbliża się także debiut, kiedy to bohaterki ukłonią
się przed królową, tym samym wkraczając w dorosły świat…
Do „Studni wieczności” podeszłam z pewną dozą wątpliwości,
ale też sporą ciekawością jak zakończą się losy dziewczyn. „Czy znajdą
szczęście i miłość, czy uda im się uratować Międzyświat?” - myślałam.
Oczekiwałam równie zaskakujących momentów, jak w poprzedniej części. Niestety
muszę przyznać, że trochę się pod tym względem zawiodłam. Czytając, chwilami
odnosiłam wrażenie, jak gdyby cała akcja została za bardzo rozciągnięta. W
końcu po 750 stronach lektury człowiek spodziewa się raczej intensywnych doznań,
niestety tutaj przerwy pomiędzy ważnymi wydarzeniami były jak dla mnie zbyt
duże. W pewnym momencie zaczęły mnie też odrobinę męczyć ciągłe rozważania
Gemmy na temat tego jak ma rozwiązać sprawę Międzyświata, ciągle powielana
była ta sama kwestia. Brakowało mi nowości. Owszem pojawiła się na przykład
tajemnicza dama w lawendowej sukni ukazująca się w wizjach Gemmy, lecz zabrakło
mi tutaj takich podpowiedzi jakie znalazły się w „Zbuntowanych aniołach”. Tam cały
czas pozostawała tajemnica, jednak co rusz pojawiały się nowe wskazówki
i niuanse, które pobudzały ciekawość i powodowały kolejne domysły, koniec
końców prowadząc do zaskakującej prawdy. Smaczku z kolei dodawały wizyty Gemmy
w szpitalu dla umysłowo chorych i spotkania z Nell Hawkins, a także to, że w
przeciwieństwie do „Studni wieczności” tam akcja w dużej mierze toczyła się w
Londynie, gdzie można było w pełni pozwolić się urzec tej dziwnej, lecz fascynującej
aurze czasów wiktoriańskich. Na szczęście w „Studni wieczności” nie zabrakło
ciętego języka i ironii, czego przykład macie poniżej. Nie lada gratkę stanowi również
opis nauki jazdy na rowerze uczennic. Nieźle się przy tym uśmiałam. W tym
miejscu odsyłam Was do kolejnego cytatu. Na uwagę zasługuje oczywiście także rozwijająca się sympatia pomiędzy Kartkiem a Gemmą. Momenty z udziałem ich obojga były naprawdę wyjątkowe a nie ukrywam, że czekałam na kontynuację tego wątku.
Wygląda na to, że „powiedzcie szczerze” to starannie zaszyfrowana wiadomość, oznaczająca „kłamcie za wszelką cenę”. Muszę to sobie zanotować. Często odnoszę wrażenie, że istnieje jakiś elementarz dotyczący tego, co jest uprzejme i co przystoi damie , a ja go po prostu jeszcze nie opanowałam.
Mimo, że książka jest bardzo obszerna większość wątków
skupia się na Międzyświecie i przyznam, że średnio mi się to podobało. Chyba
już wyrosłam z opowieści o takich baśniowych krainach i stworach. Nie jestem
pewna dlaczego, ale czytając kilka razy nasunęło mi się skojarzenie z Narnią. Podobne
idee, podobne przesłanie. Pozostaje jeszcze zakończenie… Będę szczera - nie
podobało mi się. Ta część może i jest bardziej dojrzała, ale za taką dojrzałość
to ja akurat serdecznie dziękuję (kto czytał, ten wie co mam na myśli).
Najwyraźniej jednak, autorka uznała taki finał za najodpowiedniejszy.
Nie chodzi mi o to, że „Studnia wieczności” to kiepska książka.
Wcale nie! Dobrze mi się ją czytało, jednak zwyczajnie trochę zabrakło mi w niej tego za co tak polubiłam
całą trylogię. Bywało też, że irytowały mnie zachowania głównych bohaterek. W
jednej chwili martwiły się swoimi problemami, a już w następnej śpiewały i
tańczyły w Międzyświecie, a wszystkie ich troski gdzieś ulatywały i stawały się
wtedy dokładnie takie jak ich rówieśniczki, które one same krytykowały za ich
pustkę w głowie i uległość. Poza tym odnoszę wrażenie, że wydarzenia, które
miały miejsce w poprzednich częściach były po prostu ciekawsze. Plusem jest
to, że styl autorki jest tak dobry że pomimo tylu stron i kilku detali, które
mi się nie spodobały, podczas lektury ani razu nie poczułam się znudzona i cały
czas z zainteresowaniem zagłębiałam się w przygody trzech dziewczyn, z
którymi zdążyłam się już „zaprzyjaźnić” podczas lektury poprzednich części.
Nigdy w życiu nie widziałam roweru z bliska. Przypomina metalowe S z dwoma kołami i poprzeczką do kierowania. A to siodełko! Wydaje się o wiele za wysoko, żeby można było na nim usiąść.
Myślę, że gdyby autorka nie starała się za wszelką cenę przedłużać losów bohaterek i nie zapragnęła wpleść nuty moralizatorskiej w swoją opowieść, czego jak dotąd nie zwykła robić, nic bym jej nie zarzuciła. „Studnia wieczności” zdecydowanie jest godnym i wartym uwagi
zakończeniem cyklu i proszę Was, nie sugerujcie się zbytnio moim zdaniem, jeśli
wahacie się czy po nią sięgnąć. Naprawdę warto poznać dalsze losy Gemmy, Ann,
Felicity a także Kartika i pozostałych postaci. Mimo, że do kilku kwestii się przyczepiłam, miło spędziłam czas z tą książką i tak też będę wspominać całą
trylogię „Magiczny krąg”, która z pewnością jest pod wieloma względami
niepowtarzalna. A gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, z chęcią poznam również inne historie, które wyszły spod pióra Libby Bray.
*Cytaty pochodzą ze strony: 22 oraz 108
Ta trylogia dopiero u mnie planach się znajduje... Jak znajdę trochę czasu to pożyczę od koleżanki, któej rónież się podobał pierwsyz tom:)
OdpowiedzUsuńKurde, ale ja do tej pory nie przeczytałam pierwszej części. Nadrobię kiedyś.. na pewno :D
OdpowiedzUsuńnie znam jeszcze tej serii, ale się do niej przymierzam - mam nadzieję, że znajdę ją, w którejś z bibliotek.
OdpowiedzUsuńZ ogromną chęcią przeczytałabym tą serię. Tylko czasu trochę brakuje, a kolejka książek długaaa. Pozdrawiam. :))
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam... ;)
UsuńBardzo mi się podobała ta trylogia, trochę żałuję, że nie mam jej na półce, bo chętnie bym do niej wróciła. :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom był dla mnie wręcz wspaniały, a drugi już nie bardzo. Mi też Międzyświat nie bardzo mi się podoba, wolę stanowczo jak akcja dzieje się w murach Akademii Spence (a nie w Londynie). Wtedy panuje fajny, mroczny klimat i ukradkowe wymykanie się ma jakąś w sobie magię.. Ja do tego tomu mam spore oczekiwania, ponieważ dużo naczytałam się recenzji jakaś ona jest wspaniała itd. Więc sami zobaczymy.. :D
OdpowiedzUsuńMnie pierwszy i drugi tom podobał się tak samo. Akademię Spence i jej okolicę również lubiłam jako miejsce akcji. Masz rację co do tego klimatu. Ale ja podobną atmosferę odczuwałam również w Londynie ;)
UsuńPodzielimy się wrażeniami, gdy już go przeczytasz :D
Przede mną cały czas pierwszy tom, więc póki co nie wiem, czy sięgnę po kontynuację :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę. Urzekła mnie swoim klimatem i tajemniczością. A końcówka (śmierć ci co czytali wiedzą kogo) wspaniała, choć nigdy tego autorce nie wybaczę, ale jednocześnie cieszę się z takiego zakończenia. :)
OdpowiedzUsuńbardzo rzadko sięgam po takiego typu książki, ale czasem lubię je poznawać może kiedyś i ta mnie skusi, ale to ciągnięcie losów na siłę mnie zniechęca :)
OdpowiedzUsuńNie ma czym się zniechęcać! Jak wspomniałam w recenzji, czytając nie odczuwa się nudy, a wiele osób uważa akurat tę część za najlepszą z całej serii. Tak więc ile ludzi, tyle opinii ;)
UsuńPoza tym wierz mi, warto spróbować. Być może kiedyś zdecydujesz się sięgnąć po pierwszą część i wtedy będziesz wiedziała, czy seria nadaje się dla Ciebie ;)
Powracam. Przepraszam, za nieobecność, ale miałem problemy z komputerem.
OdpowiedzUsuńOdnośnie twojego komentarze - Lana Del Rey jest wspaniałe, pozostałe wymienione zespoły są nizłe, ale nie tak dobre jak ona.
Czy mam coś w zanadrzu... Trochę spóźnione, ale jest fajna "All I Want For Christmas Is A Girl With One Eye" Florence. Miło się dowiedzieć, że osoba, która pięknie śpiewa swoją własną muzykę, potrafi także pięknie zaśpiewać czyjąś.
Co do innych zespołów, to podobają mi się The Civil Wars (polecam: The Violet Hour, Girl With The Red Baloon, Falling i Birds Of A Feather.) Trochę ich muzyka folokowa, ale bardzo klimatyczna.
Oczywiście Adelajda. No ćóż mogę powiedzieć - Skyfall-em mnie powaliła po prostu. Rozjechała mnie normalnie. Przez jakiś tydzień słuchałem jej non-stop.
Aura Dione nie jest zła, ale wybitna też nie, choć wygugluj Friends, albo Where The Wild Roses Grow, może Ci Się spodoba.
Ach! Zapomniałem zupełnie... Masz może Florencji Ceremonials Deluxe? Mi się wersje akustyczne podobały bardziej niż normalne... A skoro mowa o akustycznych, to polecam jaj MTV Unplugged, bardzo ładny.
Jessie J też mi się podoba, choć do swoich koleżanek z BRIT ma jeszcze daleko...
Wierzę, że czytałaś Igrzyska Śmierci (przepraszam, ale nie mam siły patrzeć, czy o tym pisałaś), więc polecam ci mocno The Hunger Games: Songs Of District 12 And Beyond, które naprawdę pasuje do serii i miło się czyta i słucha na raz. Musisz koniecznie odsłuchać: The Abraham's Daughter, Safe and Sound, Kingdom Come, Come Away To The Water i Lover Is Childlike. Te są najlepsze.
No dobra, kończę, bo i tak się rozpisałem...
Miłego dnia
- Fi. Wr.
Również lubię The Civil Wars, a Florence jest dobra w każdym wydaniu :)
UsuńAdele rzeczywiście jest wspaniała. Skyfall akurat średnio lubię, ale mam jej płytę "21", która jak dla mnie od początku do końca jest rewelacyjna.
Muzyka w stylu Aury Dione i Jessie J, niekoniecznie jest w moim stylu. Ot, takie sobie radiowe piosenki. Preferuję mocniejsze brzmienia, indie rock, lub coś bardziej klimatycznego, chociaż oczywiście zdarzają się wyjątki ;)
Owszem, "Igrzyska śmierci" czytałam, film również oglądałam i uważam, że soundtrack jest genialny. Doskonale oddaje atmosferę tej historii. :)
No cóż 21 jest genialna, z Florence zapomniałem napisać o Breath Of Life, która jest chyba jej najlepszą piosenką, no może pomijając Heavy In Your Arms [tak poza tym, to pooglądaj sobie teledyski na YouTube, niektóre są... fajne. Pasują do muzyki niezaprzeczalnie (pomijając Spectrum, które rozwalili dając wszystko w odcieniach srebra, bo suknia Florence i jej włosy wyglądały genialnie na żywo w kolorach, takie wyraziste i w ogóle...]).
UsuńCo do Jessie, to w sumie masz rację, ale jest jedna piosenka, która mi się naprawdę spodobała - Up z Jamesem Morrisonem.
Co do Igrzysk, to film był niezły, choć pominęli sporo (np. Madge i burmistrza - pomysł, że Katniss dostała spinkę za darmo od jakiejś staruszki na targu jest... żenujący trochę), a za to niektóre sceny (jak Katniss ma zabić Cato, a on zaczyna monolog o tym, jacy to oni są manipulowani przez Kapitol), które były zupełnie niepotrzebne. Książki - jak zawsze - dużo lepsze.
Wracając do muzyki - muzyka z płyty nie została urzyta w filmime, więc naprawdę powinnaś wyguglować ją sobie.
Dobranoc.
-Fi. Wr.
Nie musisz wypisywać tytułów Florence, bo znam jej muzykę ;p
UsuńA jeżeli piszę, że uważam soundtrack za świetny, nie oznacza to, że oceniam tylko tą muzykę, która pojawiła się w filmie. Najwyraźniej mnie nie zrozumiałeś. Znam wszystkie utwory z tej płyty i niczego nie muszę sobie "guglować".
Jeżeli chodzi o film "Igrzyska śmierci" jestem innego zdania. Uważam go za bardzo dobrą ekranizację. A w tym, że pominęli kilka scen nie ma nic dziwnego. Tak to już jest z kręceniem filmów na podstawie książek - zawsze komuś będzie czegoś brakowało. Oglądałam wiele ekranizacji i akurat tą uważam za udaną.
Dobranoc? Okey... :P
Już od jakiegoś czasu mam chęć przeczytania tych książek :) ( dodaje do obserwowanych )
OdpowiedzUsuńNo to nie ma na co czekać ;)
UsuńDzięki!
nie czytałam ani jednego tomu i mimo Twojej pozytywnej oceny raczej nie zamierzam. seria nie wydaje mi się zbyt atrakcyjna...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;)
To dość specyficzna historia, więc mimo wszystko wcale się nie dziwię jeśli kogoś ona nie interesuje ;)
UsuńNie czytałam serii, może kiedyś to nadrobię.
OdpowiedzUsuńCała seria przede mną :) Koniecznie muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńMam w planach tę serię. (: Wydaje się być naprawdę ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Poprzednie tomy już za mną i nie mogę się doczekać trzeciego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam w planach serię, wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie http://mojswiat-ksiazek.blogspot.com/
Obserwujemy? :)
Czytałam pierwszy i drugi tom, drugi od dnia wydania stoi zaczęty na półce i w końcu muszę się za niego zabrać ;) Na pewno niedługo pojawią się recenzje dwóch pierwszych tomów.
OdpowiedzUsuńnie czytałam serii :)
OdpowiedzUsuńdo I części miałam dwa podejścia, za pierwszym nie pasował mi styl, za II stwierdziłam, że muszę ją 'przeskoczyć' i nie żałuję, seria okazała się wciągająca i zaskakująca, spodobał mi się ten światek, całkiem w moim stylu ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam całą serię i zrobiła na mnie świetne wrażenie, pamiętam jak jeszcze w roku szkolnym zamiast ślęczeć przy książkach ja zaczytywałam się w tym magicznym świecie. Teraz zamierzam sięgnąć po "Wróżbiarzy" tej autorki. Mam nadzieję, że okaże się to równie dobra książka :)
OdpowiedzUsuńCzytałam jedynie dwie pierwsze części i bardzo mi się podobały. "Studia wieczności" jakoś mi tak umykała i w efekcie jeszcze jej nie przeczytałam. Chciałabym jednak kiedyś skończyć tą trylogię. :)
OdpowiedzUsuńa ja nie czytałam żadnej .. i widze że musze nadrobić ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie tu u Ciebie. Przyjemnie się czyta to co piszesz. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńWygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuń