7 razy dziś - Lauren Oliver
Zawsze należałam do osób, które wszystko za bardzo analizują
i wielu rzeczom przypisują zbyt duże znaczenie. Gestom, słowom, czynom… Ile to
razy zamartwiałam się tym, że źle postąpiłam. Nieważne, czy rzeczywiście popełniłam
błąd, czy było to tylko moje mylne odczucie, wiele razy marzyłam o tym by móc
cofnąć się w czasie i to naprawić. Jednakże nie o cofaniu się w czasie opowiada
Lauren Oliver w swojej debiutanckiej książce „7 razy dziś”, a o drugich
szansach i naprawianiu własnych błędów. Główną bohaterką książki jest Sam
Kingston, uczennica dość typowego amerykańskiego liceum. Popularna i lubiana, wraz
ze swoimi trzema najlepszymi przyjaciółkami cieszy się specjalnymi względami w
szkolnej społeczności. Dziewczyny pozwalają sobie na różne wybryki i
nieodpowiednie zachowania, które zawsze uchodzą im płazem. Nie liczą się ze
słowami. Robią co chcą, nawet jeśli mogą w ten sposób kogoś skrzywdzić. A ich
zainteresowania sprowadzają się głównie do zakupów, chłopaków i dobrej zabawy. Tak
mniej więcej upływa życie Sam, aż do feralnej imprezy, która kończy się poważnym
wypadkiem samochodowym. Tymczasem następnego ranka Sam jak gdyby nigdy nic
budzi się w swoim własnym łóżku. Problem pojawia się gdy ze zdziwieniem
odkrywa, że to wcale nie jest następny dzień…
Pierwszą rzeczą, która skłoniła mnie do sięgnięcia po tę
książkę, było nazwisko autorki. Mając cały czas w pamięci trylogię Delirium,
która bardzo mi się podobała, byłam pewna, że i tym razem się nie zawiodę,
biorąc przy okazji pod uwagę całkiem ciekawą fabułę. Jakie było moje
zdziwienie, gdy po raz pierwszy sięgnęłam po nią i nie przebrnęłam nawet przez
1/3, bo zwyczajnie mnie znudziła. Stała więc na półce i czekała na zlitowanie,
aż do ubiegłego tygodnia kiedy to wreszcie postanowiłam dać jej drugą szansę.
Stwierdziłam, że muszę ją przeczytać, choćby nie wiem co!
„7 razy dziś” to książka napisana prostym i
nieskomplikowanym językiem. Wypowiedzi bohaterów, a w szczególności czterech
dziewczyn aż proszą się o to, żeby je trochę rozwinąć, po to by nadać im więcej
osobowości, o charakterze nie wspominając. Jednak nie to uznaję za największą
wadę tej książki. Zdecydowanie jest nią jej monotonność. Myślę, że powiedzieć o
tej książce, że jest nudna, to za dużo. Książka nudna w moim przekonaniu ma
kiepską fabułę, albo wręcz jej brak. W tym przypadku jest inaczej. Moim zdaniem
autorka miała ciekawy zamysł, ale zabrakło tutaj dopracowania; różnych smaczków,
które dodałyby jej trochę wyjątkowości. Niestety przez większą część książka
jest zwyczajnie monotonna, zbyt wiele sytuacji się powiela, akcja zbyt wolno
postępuje do przodu. Tak, tak, zdaję sobie sprawę, że takich „efektów ubocznych”
można było się spodziewać w przypadku historii, w której główna bohaterka
kilkukrotnie przeżywa ten sam dzień. Wydaje mi się jednak, że kilka elementów
spokojnie dałoby się doszlifować.
Wystarczy już tego narzekania, czas przejść do mniej
krytycznej części. W końcu, nie wiem jak jest z Wami, ale w moim przypadku
język powieści nigdy nie decyduje o ostatecznej ocenie książki. Owszem jest on
istotnym walorem, ale nie najważniejszym. A tym z kolei jest jej treść. Czasami
bowiem zdarza się tak, że napisana nawet najbardziej prozaicznym językiem
powieść, może zapaść nam w pamięć na zawsze. Hasła zamieszczane w opisach
książek, takie jak przemijanie, podróże w czasie, drugie szanse etc. bardzo
często działają na mnie jak magnes. Sama tematyka nie wystarczy jednak, by
wkupić się w moje łaski. Niezbędne są jeszcze odpowiednie emocje, które owa
historia we mnie wywoła. Po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na temat „7
razy dziś”, spodziewałam się, że będzie to jedna z „tych” książek. I tutaj
niestety trochę się zawiodłam. Wszystko było dobrze do pewnego momentu. Przemiana
Sam była całkiem wyraźnie widoczna, całość zaczynała prezentować się coraz
lepiej , aż nagle bach!, odniosłam wrażenie jakby ktoś cofnął taśmę i głównej
bohaterce umknęły wszystkie wnioski, do których zdążyła dojść. Fakt jest taki,
że nie zapałałam sympatią do tych czterech przyjaciółek. Głównie ze względu na
ich zachowania, których ja totalnie nie toleruję i uważam, że absolutnie nie
można dla tego typu zachowań znaleźć jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Jasnym
punktem w gronie bohaterów, był moim zdaniem jedynie Kent, który rzeczywiście
był ciekawą postacią i żałuję, że poświęcono mu tak niewiele uwagi. A to
wszystko doprowadziło do zakończenia, które w moim odczuciu było po prostu średnie.
Miało być mniej krytycznie, wyszło jak wyszło i to chyba najlepiej
wskazuje na to jak mieszane są moje odczucia po tej lekturze. Nie chciałabym
Was zniechęcić do tej książki, bo możliwe, że Wy doszukacie się w niej tego,
czego mi zabrakło i ocenicie ją zupełnie inaczej. Ja nie żałuję, że ją
przeczytałam, nie najgorzej wypełniła mi czas. Na pewno też zmodyfikowałam
swoje zdanie na jej temat, które wyrobiłam sobie po pierwszym podejściu. Jednak
decyzję o sięgnięciu po tę pozycję pozostawiam Wam.
Mnie ta książka totalni urzekła. Nie wiem, czy można ją uznać za monotonną - chyba takie było zamierzenie autorki, by pokazać ten powtarzający się wciąż i wciąż schemat. No i zakończenie bardzo wzruszające.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że pewnie takie było zamierzenie, ale jak dla mnie głównie w pierwszej części książki trochę zbyt długo za dużo elementów pozostawało niezmienionych. Ale o ile to jestem w stanie zaakceptować, to zakończenie właśnie jakoś mnie nie poruszyło. Napisałabym co konkretnie mi nie podpasowało, ale nie chcę żeby ktoś przypadkiem nadział się na niepotrzebne spoilery :)
UsuńMnie osobiście ta książka rozczarowała. Być może dlatego, że po lekturze "Delirium" miałam spore oczekiwania.
OdpowiedzUsuńJa również miałam dość wygórowane oczekiwania po lekturze "Delirium", a tu niestety okazało się, że książka wywarła na mnie raczej neutralne wrażenie. Mimo to, liczę, że autorka zrehabilituje się jeszcze w przypadku swoich kolejnych powieści, no bo w końcu ta tutaj była jej debiutancką :)
UsuńSłyszałam już wiele opinii osób rozczarowanych tą książką i chyba mnie do niej nie ciągnie... Zdecydowanie wolałabym sięgnąć po "Delirium" ;)
OdpowiedzUsuń"Delirium" polecam z całego serca! :)
UsuńUff, a myślałam, że tylko ja patrzę na tę książkę tak krytycznie. :D Też niezbyt mi się spodobała - przeżywanie tego samego dnia kilka razy było nudne, nawet jeśli coś się zmieniało, to za drugim razem miałam dosyć. Też ją męczyłam bardzo długo. Postacie, a bardziej znajomi głównej bohaterki denerwowali jeszcze bardziej, jedyną fajną był Kent :))
OdpowiedzUsuńFajnie, że wróciłaś! <3 Trzymam kciuki :*
Bardzo mi się podobała ta książka:)
OdpowiedzUsuńPo tej autorce nie należy sie spodziewac arcydzieła. Czytałam i język jest po prostu żenujący...
OdpowiedzUsuń